Delivery 2/2
Plan na drugi etap rejsu - dostawy był prosty. Jeden szybki przeskok przez Bałtyk do domu. Skład załogi uległ zmianie. Żona została z dziećmi w Gdańsku. Natomiast uczestnicy wyprawy to Ola z Łukaszem i kolega Jan K. Łukasz w poprzednich sezonach był pierwszym oficerem na jachcie Goplana. Uczestniczył w większości regat w których odnosiliśmy liczne sukcesy. Ola jest partnerką Łukasza i odkąd to nastało Łukasz pływa mniej, ale jakoś mocno mu się nie dziwę. Kolega Jan jest znany i lubiany w środowisku żeglarskim za popisy sztuki kulinarnej z użyciem parówek i ketchupu.
Do Karlskrony udaliśmy się nocnym promem z Gdyni. Pogoda zapowiadała się pięknie, przywitaliśmy gwiazdy konsumując piwo na otwartym pokładzie promu. Do celu w Szwecji dotarliśmy bezproblemowo, z teminala promowego do mariny dotarliśmy autobusem. Odetchnąłem z ulgą gdy przejeżdżając w okolicy zobaczyłem Mirabelle stojącą na wodzie. Nie utonęła i czekała na nas w stanie w jakim ją pozostawiliśmy.
Przed wyruszeniem z portu zająłem się wymianą filtrów paliwowych, przywiezionych z Polski, natomiast załogo wybyła na szybkie zakupy. W trakcie rejsu wyszło w rozmowie że sterroryzowałem załogę szybkim wyjściem w morze, a były chęci zwiedzania miasta. Szczerze nie wpadłem na to, myślałem że wszyscy chcą tak jak ja szybko wyruszyć.
Sprawnie spakowaliśmy się i wyruszyliśmy w morze kierując się najostrzej jak się dało w rejon zatoki gdańskiej. Wiatr wiał o sile 4-5B stan morza do 2. Żegluga była piękna. Log wskazywał ciągle ponad 6,5 węzła. Gdy wyszliśmy poza osłonę Olandii morzę trochę bardziej się rozhuśtało i czasem chlapnęło.
Noc zapowiadała się pięknie, nad nami było czyste niebo pełne gwiazd. Mijaliśmy promy i inne statki w niemal równych odstępach czasowych. Nie było chwili by na widnokręgu nie było żadnego statku. Przed świtem dochodziły nas światła latarni polskiego wybrzeża, natomiast gdy wstało słońce widoczny był już Polski brzeg.
Będąc na wysokości Władysławowa wiatr postanowił cichnąć by za jakiś czas zupełnie się wyłączyć. Bujając się się na martwej fali kontynuowaliśmy rejs używając silnika przez jakieś dwie godziny. Dalej na żaglach do portu w Helu dopłynęliśmy po 26 godzinach żeglugi. Udaliśmy się na obiad i krótką drzemkę która była dłuższą niż planowaliśmy. Kolega Jan posiada uczulenie na port w Helu zatem udaliśmy się w dalszą drogę, do przystani przeznaczenia, czyli Akademickiego Klubu Morskiego w Górkach Zachodnich. Cel osiągnęliśmy około 2000.
Wieczór zakończyliśmy biesiadą połączoną z konsumpcją płynów wyskokowych. Z obserwacji rejsowych, wynikało że jacht brał wodę gdy szedł w przechyle prawego halsu bardziej niż w innym kursie. Za kilka dni potwierdziłem swoje przypuszczenia co do nieszczelnych odpływów i naprawiłem temat raz na zawsze.
Następnego dnia rozpakowaliśmy zbędny balast i oglądaliśmy przywiezione skarby. Jednym z nich była skrzynia starych narzędzi i części do silnika Volvo Penta MD6, który to wymieniono w 2006 roku na nowy model Yanamara. Poprzedni właściciel zdziwił się gdy znaleźliśmy podczas inspekcji tajemniczą tą szkatułkę.
Fazę sprowadzenia i akceptacji jachtu zakończyliśmy rodzinnym obiadem zjedzonym na jachcie zakotwiczonym na rozlewisku Wisły Śmiałęj.
Komentarze
Prześlij komentarz